Strona:PL Adam Mickiewicz-Pan Tadeusz 462.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyli z najwyższéj sosny złupić wronie gniazdo,
Wszystko umiał; myśliłem: pod szczęśliwą gwiazdą
Urodził się ten chłopiec, szkoda że Soplica!
Któżby zgadł, że w nim zamku powitam dziedzica!
Męża Panny Zofii, méj Wielmożnéj Pani.

Tu skończyli rozmowę, piją zadumani,
Słychać tylko niekiedy te krótkie wyrazy:
Tak, tak, Panie Gerwazy, — tak Panie Protazy.

Przyzba tykała kuchni, któréj okna stały
Otworem i dym jako s pożaru buchały,
Aż s kłębów dymu niby biała gołębica,
Mignęła świecąca się Kuchmistrza szlafmyca.
Wojski przez okno kuchni, po nad starców głowy,
Wytknąwszy głowę, milczkiem słuchał ich rozmowy,
I podał im nareszcie filiżanki spodek,
Pełen biszkoktów, mówiąc: Zakąście wasz miodek.
A ja wam też opowiem historyą ciekawą
Sporu, który miał bitwą zakończyć się krwawą,
Gdy polujący w głębi Nalibockich lasów
Rejtan, wypłatał sztukę książęciu Denassów.